2009/09/03

Kawiorowe ściemy - Eveline Cosmetics

Dziś na widelcu cała seria kosmetyków dla pań. Caviar prestige - Eveline Cosmetics

Szczegóły "odmładzającej kuracji z kawiorem" na stronie producenta, a poniżej moje spostrzeżenia i powody, dla których z jeszcze większą rezerwą podchodzę do Eveline Cosmetics:













--> Nazywanie czegoś prestiżowym (już w nazwie produktu!), ekskluzywnym (to o kawiorze głębiej na stronie internetowej), luksusowym itp. to odzieranie z tej rzekomej wyjątkowości. Dla mnie ma to wydźwięk mniej więcej taki jak "luksusowe kapcie" gdy mowa o tych z Gorlic, "ekskluzywna bułka" zakupiona w sklepiku pod blokiem, itd.

--> Jestem skłonna uwierzyć w specjalne działanie kawioru na ludzką skórę, ale nie chce mi się wierzyć w zawartość ikry w kremach by Eveline Cosmetics. Chyba że tak jak wszędzie piszą o orzeszkach "Produkt może zawierać śladowe ilości orzeszków..." Nie znalazłam informacji o ilości przysmaku przystawkowego na www.

--> Prawdziwe drgawki wzbudzają we mnie wszelkie Inca Inchi i Future Trans, czyli doprawianie marketingowej historyjki do zwykłych produktów. Dodawszy do tego oligoceany, wyciąg z Nonii, Argatensyl i kilka innych potworności niewiadomego pochodzenia okraszone kolejnymi kompleksami (o matko, mam własne!) kwasów (ratunku!)... Nie, dziękuję, poproszę o ten najzwyklejszy krem, który ma dodatkową zaletę - kosztuje jak najzwyklejszy krem.

--> Kremy kawiorowe są ultra-aktywne. Czy ktoś może mi wytłumaczyć co poeta miał na myśli, robiąc przy okazji błąd językowy, jako że winno być ultraaktywne.

--> Ekstremalnie sphotoshopowana pani modelka, której niewiele pozostało z naturalności i blasku modelki. Dobrze, że to tylko popisy pana grafika, a nie chirurga plastycznego. Następnym razem warto byłoby zwrócić uwagę choćby na symetrię brwi, bo długości się nie zgadzają i na krawędzie nosa, który jakoś dziwnie nie odstaje.
    Uff, zdaje się, że nie należę do targetu tej szacownej serii ultra-aktywnych, bo absolutnie nie czuję się zachęcona do zakupu :-)

    2009/09/01

    Jak można nie wiedzieć, że Danone powinien cicho siedzieć - Actimel

    Jak można nie wiedzieć, co w nas może siedzieć?

    Reklama z gatunku wysoce irytujących - Actimel i bzdury o 70% odporności.

    No cóż to znaczy? Co stoi za mocną liczbą  i enigmatycznym frazesem - 70% odporności, na których oparta jest reklama? Co marketingowiec ze sprzedawcą mieli na myśli?                          
    Zdaje się, że znów spece od reklamy (tym razem ci z Danone'a) zakładają, że cenny konsument, to niemyślący konsument, który da wcisnąć sobie kit o wszechmocnym produkcie, zawierającym bakterie występujące również w innych, mniej krzykliwych produktach mlecznych.

    (źródło foto: www.actimel.pl)

    Zadanie nabywcy: kupić i skonsumować efekt drogich zabiegów marketingowych.

    W końcu większość z konsumentów nie będzie zadawać trudnych pytań co właściwie znaczy hasełko o odporność na dziwnie dokładnie wyliczonym poziomie. Strona internetowa produktu nieco więcej mówi niż spot telewizyjny. Otóż 70% to ilość komórek odpowiedzialnych za odporność człowieka umiejscowionych w jelitach istoty ludzkiej.  

    Nie jestem biologiem, ale zakładam, że podobne dane znajdziemy w gimnazjalnej książce do biologii. Tylko trudno mi uznać za właściwą taką interpretację faktu z anatomii człowieka, która każe myśleć, że Actimel daje mi 70% odporności na całe zło tego świat. Czy to oznacza, że zwiększenie konsumpcji tego cudownego specyfiku o mniej więcej połowę zagwarantuje mi sielankowy spokój, wolny od trosk o odporność?

    Śmiem twierdzić, że nie. A otoczka marketingowa stworzona wokół Actimela pachnie mi homeopatią i niczym więcej.

    Dla tych, którzy spodziewają się w tym miejscu spotu tv bzdurnej reklamy, zamieszczam jej pastisz. Aby nie uprawiać buzz marketingu na rzecz producenta.