2009/08/23

Bełkot w reklamach kosmetyków dla kobiet - Expert Lift, Pharmaceris C

Pierwszy post na tym blogu wytknie producentom kosmetyków wiarę w naiwność kobiet.   
       
Niezwykle irytują mnie reklamy specyfików do pielęgnacji ciała, twarzy, włosów, paznokci i innych części anatomicznych, których twórcy zakładają, że odbiorca to istota pozbawiona funkcji myślenia. A że grupą docelową dla tego rodzaju przekazów reklamowych są kobiety, drażni mnie to w dwójnasób. Bo jak można spokojnie przejść obok takich bzdur jak te poniżej?

Seria Pharmaceris C, Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris

Zmniejszenie cellulitu u 96% badanych już w 14 dni. Co to za badania? Na kim wykonane? Jak liczna była próba badawcza? Jaką metodologię zastosowano?

Tak bardzo zaintrygowała mnie dokładność liczb, że postanowiłam poszukać szczegółowych danych u źródła. Na stronie producenta, Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris pozornie znajdziemy więcej informacji, bo przedstawiono tam wyniki "badań klinicznych" w dodatku pod patronatem Polskiego Towarzystwa Ultrasonograficznego. 

Rozumuję, że profesjonalnie wyglądające wykresy i kolejne skomplikowane nazwy (elastografia) mają uwiarygodnić produkt i udowodnić jak bardzo jest skuteczny. Ale hitem dla mnie są wyniki ankiety przeprowadzonej na tych biednych respondentkach - nie ma mowy o zmniejszonym cellulicie, ale są takie truizmy jak: kosmetyk jest przyjemny w użyciu, dobrze się wchłania i ma ładny zapach. Doprawdy, szczyty badań naukowych.

Dysponując tak głęboką wiedzą, producent może wypuścić  serię kosmetyków, nazywając ją dumnie programem, dodając z angielska lepiej brzmiące "cellu free", a następnie liczyć na tabuny klientek wierzących, że po wydaniu połowy pensji i upływie 14 dni będą miały skórę jak photoshopowane panie na zdjęciach w kolorowych magazynach.

Krem Expert Lift, Nivea

Do tej samej kategorii konsumentek zalicza swoje klientki Nivea. W ładnych, błyszczących fioletach sprzedają dwa magiczne składniki aktywne (a mogę wiedzieć więcej o nieaktywnych?): kwas hialuronowy i kompleks (ten, którego chcę się pozbyć?) Bioxilift. Ki diabeł? Ponownie sięgam do strony producenta i co widzę? O tajemniczym kwasie nie dowiaduję się nic nowego, czyli nadal nie wiem dlaczego mam traktować swoją skórę jakąś chemią. Może gdybym była chemikiem, to mogłabym sięgnąć po prawdziwie profesjonalną wiedzę, ale nim nie jestem, więc powinnam "ufać doświadczeniu firmy". Natomiast z definicji nieszczęsnego Bioxiliftu dowiaduję się, że moja skóra ma macierz i postanawiam nie używać jednak tego kremu, bo uprzedzają, że zmienia się po nim kształt twarzy, tzn. kontur. Ale nie informują do kogo się można przypadkiem upodobnić na skutek stosowania tego specyfiku. Na wszelki wypadek postaram się polubić własne zmarszczki.

Chcę wierzyć, że większość kobiet kieruje się innymi względami przy wyborze kosmetyków niż te bzdury, które próbuje się nam wciskać.

2 komentarze:

  1. Najsmutniejsze jest to, że wciąż ktoś to kupuje!! Ale to pewnie te wredne samce! I sobie to wcierają nie wiadomo gdzie. W dziąsła pewnikiem! Koniec świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. @reim To nie koniec świata, właśnie na tym świat się opiera - na pieniądzu :-)

    OdpowiedzUsuń